Temat jest prosty: Tata kolegi szuka dużego SUV-a. Wymagania ma konkretne: Pełna faktura VAT, Diesel minimum 200 KM, rocznik jak najświeższy, przebieg maksymalnie 120 tyś km i cena nieprzekraczająca około 100 000 zł netto. Tym razem jednak nie pokaże Wam co ciekawego w tych pieniądzach można kupić, ale na jakie kwiatki można trafić oglądając ogłoszenia.
Delikatne uszkodzenie ma uśpić czujność kupującego.
Mój research trwał krótko i ponieważ obecnie użytkowane jest A6 C6 po lifcie zaproponowałem zadbane Q7 pierwszej generacji z końca produkcji lub 2x VW Touareg II z 3.0 TDI pod masą. Wszystkie trzy auta były z polskiego salonu, miały pełną historie serwisową w ASO i wydawały się być godne zaufania. Niestety mój entuzjazm nie został podzielony i temat na chwilę umarł. Do czasu, kiedy kolega podesłał ogłoszenie z lekko uszkodzonym Jeepem Grand Cheeroke z 2017 roku. Przebieg to niecałe 30 tyś km, jeden właściciel, bogata wersja no i oczywiście handlowy opis: pali i jeździ. Przeglądnąłem zdjęcia, widzę, że poduszki wystrzelone, maska pogięta, atrapa złamana, a lampy całe jedynie jeden klosz pęknięty, błotnik pognieciony, widać już rdzę, zobaczcie z resztą sami:
Zapaliła się czerwona lampka. Uszkodzenia pasują mi ewentualnie do zgarnięcia z pobocza jakiegoś jelenia, ale wtedy po zamortyzowaniu uderzenia zwierzę powinno uszkodzić przednią szybę, a ta wydawała się nietknięta. Kolejna kwestia to wystrzelone poduszki powietrzne kierowcy i pasażera przy stosunkowo niewielkim uszkodzeniu miejsc, w których znajdują się czujniki zderzeniowe. Co więcej stopień zdeformowania błotników sugerował raczej całkowite zmielenie pasa przedniego i raczej niemożliwe, żeby lampy i zderzak przetrwał w takim stanie jak na załączonym zdjęciu. Ponadto maska wyglądała jak dosłownie wyklepana młotkiem. Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie cena wynosząca 76 600 zł brutto! Szybka kalkulacja w przypadku gdy za samochód zapłacimy 75 000 zł: same części oryginalne to koszt około 15-18 tyś zł + robocizna… zamkniemy się w ~110 tyś zł brutto bez problemu. Tymczasem najtańszy taki w pełni sprawny Jeep z 2017 roku to wydatek co najmniej… 155 000 zł. Tu coś musiało być nie tak… i było.
Nigdy nie jedź na oględziny samochodu sam.
Nadrzędna zasada, którą sam złamałem przynajmniej 2 razy, na szczęście jakimś cudem miałem tyle zimnej krwi, że udało mi się kupić bardzo zadbane samochody. Raz był to Civic, raz Laguna. Tutaj kolega pojechał obejrzał i już miał zabierać. Na szczęście dla pewności wziął wykwalifikowanego blacharza po odbiór i co się okazało? Samochód zaliczył porządnego dzwona, został na sztukę złożony, wymieniono kilka części, wsadzono zderzak i lampy z lżej uszkodzone Jeepa oraz co najgorsze: wyciągnięto podłużnice !!! W takim stanie wystawiono go na sprzedaż…
Lekko uszkodzone samochody to nienowa, ale wciąż mocno usypiająca czujność potencjalnych nabywców metoda handlarzy na szybki zarobek. Przykład opisany wyżej to tylko jeden z wielu, które obecnie spotkać można na portalach aukcyjnych. Metoda taka popularna jest zwłaszcza wśród osób sprowadzających samochody z USA. Kupowane są mocno uszkodzone, lepione tak żeby wyglądało jakby prawie nic się nie stało i sprzedawane jako takie, które co najwyżej uczestniczył w lekkiej stłuczce czy obcierce. Zachowajcie czujność, wbrew pozorom takie oszustwo jest dość łatwo odkryć. Jak? Przede wszystkim należy trzymać się kilku zasad:
- Zawsze w przypadku nawet niewielkiego uszkodzenia trzeba dokładnie zweryfikować stan podwozia. Wiele uderzeń w tył kończy się, np. powierzchownymi zadrapaniami i… przemieszczeniem podłogi.
- Jeśli to możliwe sprawdźmy w okolicy uszkodzenia czy nie dostały zamontowane nowe lub pochodzące z innego samochodu części.
- Nowe poduszki silnika, węże, przewody mogą sugerować przemieszczenie jednostki napędowej. Jeśli samochód jeździ o własnych siłach spróbujmy zrobić mała rundkę i zobaczyć czy nie wyskoczą jakieś dodatkowe błędy.
- Zachowajmy zdrowy rozsądek i sprawdźmy czy uszkodzenia wyglądają na naturalne.
Ostatni punkt jest najważniejszy. Każdy widział nie raz powypadkowy samochód. Zniszczenia powinny być regularne i pasujące do siebie. Nie trzeba być rzeczoznawcą żeby ocenić że wyklepany lekko błotnik sugeruje, że został on w wyniku siły uderzenia zgięty w jakiejś części. Skoro tak to jakim cudem zderzak jest jedynie porysowany, a lampy są wyrwane z zaczepów, ale całe lub delikatnie pęknięte? Bądźcie czujni bo rynek pełny jest takich kwiatków.
Czy sprawdzenie numeru VIN uchroni nas przed taką niespodzianką?
Tak. Jest duże prawdopodobieństwo, że sprawdzenie numeru VIN pozwoli nam zobaczyć zdjęcia jakie wykonał rzeczoznawca ubezpieczeniowy bezpośrednio po wypadku i wtedy przekonamy się jak faktycznie wyglądał samochód po zderzeniu. Od razu uprzedzam, że po tym co sam widziałem, nieraz możecie być w szoku po tym co ukarze się Wam po zakupie raportu VIN. Masz taki samochód na oku? Skorzystaj z naszego VIN Dekodera i nie daj się oszukać.
Jeśli sam znasz podobną historię dodaj komentarz i pozwól innym skorzystać z Twojej wiedzy i doświadczeń!